Koleżanka z dzieciństwa [Baby boom]
kończy właśnie sześćdziesiąt lat. Na urodzinowy prezent wymyśliłam
książkę lub zestaw książek z cyfrą sześćdziesiąt w tytule, coś na
kształt „Sześćdziesięciu mgnień wiosny”, „Sześćdziesięciu małych Indian”
czy „Sześćdziesięciu dni kondora”. Jednak jedyną pozycją, na którą
natrafiłam, był poradnik „Życie zaczyna się po sześćdziesiątce”, co nie
stanowi propozycji zbyt oryginalnej, będąc wtórną wersją wyświechtanego
sformułowania o życiu zaczynającym się po czterdziestce.
Wzrastająca przeciętna długość życia oraz promocja aktywności fizycznej
oraz intelektualnej, a nawet zawodowej seniorów w jakimś sensie
usprawiedliwia takie optymistyczne sformułowania, które można z czasem
zamieniać na kolejne, twierdzące, że życie zaczyna się po
osiemdziesiątce, czy nawet setce. Jednak tak naprawdę życie zaczyna się
dopiero – po śmierci.
.