niedziela, 2 listopada 2014

Kopnąć w kalendarz

Tytułowy idiom należy do grupy synonimów słowa umrzeć, które próbują bagatelizować i pomniejszać egzystencjalny i eschatologiczny wymiar ostatniego aktu ziemskiego życia (fajtnąć, kipnąć, kojfnąć, odwalić kitę, powąchać kwiatki od spodu, przekręcić się, uświerknąć, wykitować, wykopyrtnąć, wykorkować, wywinąć orła), co może wynikać z cynizmu autorów oraz użytkowników tych potocznych powiedzeń, albo z podświadomej próby zneutralizowania lęku przed śmiercią, lub z obu przyczyn jednocześnie.

Zwrot kopnięcie w kalendarz przemówił jednak do mnie głębszym znaczeniem, pewnie w sposób niezamierzony przez jego autora. Było to kilka dni temu, gdy zastanawiałam się nad sprawami do załatwienia, a niektóre z nich zapisywałam w nowo zakupionym terminarzu na rok przyszły. Była to krótka jak błysk chwila, w której umowne miary czasu, takie jak kalendarze czy zegary, przestały mieć jakiekolwiek zastosowanie: niczego już nie określały, niczego już nie organizowały. Na dobrą sprawę - nie istniały. Sprawy do załatwienia jutro, pojutrze, w przyszłym roku, zapisane pod daną datą i godziną, nie tyle przestawały mieć znaczenie, co - wraz z miarą czasu - przestawały realnie istnieć. Nie było to poczucie mojego odejścia gdzieś indziej, lecz poczucie stania się kimś innym. Byłam – inaczej. Tak się chyba umiera - pomyślałam. Kopnęłam w kalendarz - pomyślałam. Było to trochę jak wykopnięcie stołka spod nóg wisielca. Utrata podstawy. I zapisałam na skrawku papieru, żeby nie zapomnieć: wyjście z czasu.