wtorek, 7 października 2014

Powrót do początku

Odwiedziła mnie przyjaciółka z okresu studiów. Obie jesteśmy już na emeryturze, natomiast jej młodszy syn w tym roku zaczyna studia. Opowiedziała mi, jak kilka dni wcześniej, wraz z inną matką, odwoziły razem synów do miasta, w którym będą studiowali. Po przeniesieniu rzeczy chłopców do wynajętego mieszkania, przysiadły jeszcze na chwilę przy stole, próbując porozmawiać z synami o tym i owym. Chłopcy byli jednak zbyt podekscytowani nowym miastem, nową sytuacją, tym co się w ich życiu rozpoczyna, żeby wdawać się w rozmowę z matkami. Gnało ich, żeby pobiec i sprawdzić, jak wygląda okolica, gdzie jest najbliższa stacja metra, jak trafić na uczelnię. Lekko zniecierpliwieni czekali, kiedy wreszcie ich mamy pójdą sobie. Widząc to, moja koleżanka powiedziała do nich: - Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wam zazdroszczę.
 
 
*
 
 
Niewiadoma – to było to, co każda z nas czuła czterdzieści trzy lata temu, kiedy stawałyśmy w obcym mieście na progu naszych studiów. Dzisiaj wydaje nam się, jak ustaliłyśmy w rozmowie, że już na nic nie czekamy, że obie jesteśmy w pewnym sensie gotowe na śmierć. Boimy się umierania, ale perspektywę końca naszych dni na tym świecie przyjmujemy spokojnie.
 
Rozmyślam czasami o naszej grupie sprzed lat. Stanowiło ją kilkanaścioro w przeważającej większości sympatycznych i serdecznych ludzi obdarzonych sporym poczuciem humoru, których wspominam bardzo ciepło. Zastanawia mnie więc, dlaczego po ukończeniu uniwersytetu nie skrzyknęliśmy się ani razu, dlaczego prawie czterdzieści lat po obronach prac magisterskich nikt z grupy - poza mną - nie szukał innych poprzez stronę uczelni na portalu nasza-klasa. Poza Anią mam jeszcze luźny kontakt z trzema innymi osobami z grupy. Ania pozostaje od lat jedynie w kontakcie ze mną.
 
Zastanawiam się, dlaczego chciałabym spotkać się z ludźmi z naszej grupy, z naszego roku, znajomymi z tamtego czasu. Może w rzeczywistości nie tyle zależy mi na spotkaniu z nimi, co na przywołaniu klimatu tamtych lat, kiedy życie wydawało się dopiero rozpoczynać? I zastanawiam się, co było ukrytym motorem ówczesnych i późniejszych tęsknot - często nienazwanych. Co było motorem ówczesnych i późniejszych - czasami dość powikłanych - życiowych poszukiwań? I co takiego znalazłam, że już nie mam czego szukać? Spokój ducha - tak, to na pewno. I jeszcze - miłość. Tak, to tęsknota za nią nadaje dynamizm młodości. Kiedy znajdzie się miłość, albo mówiąc ściślej, kiedy Miłości da się znaleźć – już nie ma czego pragnąć, już nie ma na co oczekiwać, już nie ma czego szukać. Ma się - wszystko.
 
 
.