Odwiedziła mnie przyjaciółka z okresu studiów. Obie jesteśmy już na
emeryturze, natomiast jej młodszy syn w tym roku zaczyna studia.
Opowiedziała mi, jak kilka dni wcześniej, wraz z inną matką, odwoziły
razem synów do miasta, w którym będą studiowali. Po przeniesieniu rzeczy
chłopców do wynajętego mieszkania, przysiadły jeszcze na chwilę przy
stole, próbując porozmawiać z synami o tym i owym. Chłopcy byli jednak
zbyt podekscytowani nowym miastem, nową sytuacją, tym co się w ich życiu
rozpoczyna, żeby wdawać się w rozmowę z matkami. Gnało ich, żeby pobiec
i sprawdzić, jak wygląda okolica, gdzie jest najbliższa stacja metra,
jak trafić na uczelnię. Lekko zniecierpliwieni czekali, kiedy wreszcie
ich mamy pójdą sobie. Widząc to, moja koleżanka powiedziała do nich: -
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wam zazdroszczę.
*
Niewiadoma – to było to, co każda z nas czuła czterdzieści trzy lata
temu, kiedy stawałyśmy w obcym mieście na progu naszych studiów. Dzisiaj
wydaje nam się, jak ustaliłyśmy w rozmowie, że już na nic nie czekamy,
że obie jesteśmy w pewnym sensie gotowe na śmierć. Boimy się umierania,
ale perspektywę końca naszych dni na tym świecie przyjmujemy spokojnie.
Rozmyślam czasami o naszej grupie sprzed lat. Stanowiło ją
kilkanaścioro w przeważającej większości sympatycznych i serdecznych
ludzi obdarzonych sporym poczuciem humoru, których wspominam bardzo
ciepło. Zastanawia mnie więc, dlaczego po ukończeniu uniwersytetu nie
skrzyknęliśmy się ani razu, dlaczego prawie czterdzieści lat po obronach
prac magisterskich nikt z grupy - poza mną - nie szukał innych poprzez
stronę uczelni na portalu nasza-klasa. Poza Anią mam jeszcze luźny
kontakt z trzema innymi osobami z grupy. Ania pozostaje od lat jedynie w
kontakcie ze mną.
Zastanawiam się, dlaczego chciałabym spotkać się z ludźmi z naszej
grupy, z naszego roku, znajomymi z tamtego czasu. Może w rzeczywistości
nie tyle zależy mi na spotkaniu z nimi, co na przywołaniu klimatu
tamtych lat, kiedy życie wydawało się dopiero rozpoczynać? I zastanawiam
się, co było ukrytym motorem ówczesnych i późniejszych tęsknot - często
nienazwanych. Co było motorem ówczesnych i późniejszych - czasami dość
powikłanych - życiowych poszukiwań? I co takiego znalazłam, że już nie
mam czego szukać? Spokój ducha - tak, to na pewno. I jeszcze - miłość.
Tak, to tęsknota za nią nadaje dynamizm młodości. Kiedy znajdzie się
miłość, albo mówiąc ściślej, kiedy Miłości da się znaleźć – już nie ma
czego pragnąć, już nie ma na co oczekiwać, już nie ma czego szukać. Ma
się - wszystko.
.