Nieznajoma kobieta zatelefonowała dziś do mnie w sprawie oficjalnej, a
mianowicie w celu uzyskania ode mnie oceny jakości pracy innej, również
nieznanej mi osobiście kobiety, która skontaktowała się ze mną parę
tygodni wcześniej, również drogą telefoniczną, z pewną ofertą handlową, z
której skorzystałam.
*
Moja dzisiejsza rozmówczyni już w drugim zdaniu zwróciła się do mnie po
imieniu, używając dobrze wyćwiczonej formułki z repertuaru wszelkiej
maści zawodowych i mentalnych akwizytorów - „pani Alicjo”. Rozsierdzona
warknęłam do słuchawki, że nie upoważniałam jej do zwracania się do mnie
po imieniu, na co zareagowała natychmiastowym przyznaniem mi racji,
mówiąc bardzo poważnie, że mam „całkowicie słuszną rację”.
Potem dodała, że będąc nauczycielką języka polskiego wie, że forma
„pani Alicjo” jest bardzo niewłaściwa, i że sama nie lubi, gdy ktoś się
do niej tak zwraca. Co do pierwszego członu tego fragmentu jej
wypowiedzi mogę przypuszczać, że była bardzo mierną studentką
polonistyki i nie całkiem rozumiała, co do niej na tych studiach mówili.
Jeśli idzie o człon drugi, sądzę, że jej miernota umysłowa ma się nadal
dobrze, i że nie za bardzo wie, co sama mówi. Po prostu była gotowa we
wszystkim przyznać mi rację, byleby tylko zadowolić mnie na wypadek
gdyby dzisiaj lub jutro jeszcze ktoś inny zadzwonił do mnie z prośbą o
ocenę z kolei jej pracy.
*
Warczeć będę na każdego obcego, który bez upoważnienia z mojej strony
będzie zbliżał się do mnie z taką formułką. Mówię stanowcze nie
manipulacji i manipulantom stosującym socjotechniczne pułapki ustawiane
w celu sztucznego skrócenia dystansu i bezprawnego wdarcia się w moją
prywatność po to, żeby mnie w ten czy inny sposób wykorzystać dla swoich
celów.
Wiedząc jednak, że nasza rozmowa może być odtworzona z nagrania, oraz
że ludzie zarabiają na życie gdzie mogą i jak mogą, zostawiłam biedaczkę
w spokoju, nie czepiając się pustosłowia, którym wypełniała naszą
krótką wymianę zdań. Ograniczyłam się wyłącznie do uwagi na temat
sposobu tytułowania mnie i pozytywnie odpowiedziałam na pytania
dotyczące pracy jej poprzedniczki, szczególnie że tamta nie zwracała się
do mnie po imieniu.
Niechby zresztą spróbowała! Musiała bowiem wiedzieć o mojej alergii
(i mojej reakcji!) od jeszcze innej osoby, która przed nią - na samym
początku tego łańcuszka głupoty - dzwoniła do mnie ze wspomnianą na
wstępie ofertą, zaczynając rozmowę od tego durno-kordialnego - „Witam,
pani Alicjo!”
.