poniedziałek, 8 września 2014

Łańcuszek głupoty

Nieznajoma kobieta zatelefonowała dziś do mnie w sprawie oficjalnej, a mianowicie w celu uzyskania ode mnie oceny jakości pracy innej, również nieznanej mi osobiście kobiety, która skontaktowała się ze mną parę tygodni wcześniej, również drogą telefoniczną, z pewną ofertą handlową, z której skorzystałam.
 
 
*
 
 
Moja dzisiejsza rozmówczyni już w drugim zdaniu zwróciła się do mnie po imieniu, używając dobrze wyćwiczonej formułki z repertuaru wszelkiej maści zawodowych i mentalnych akwizytorów - „pani Alicjo”. Rozsierdzona warknęłam do słuchawki, że nie upoważniałam jej do zwracania się do mnie po imieniu, na co zareagowała natychmiastowym przyznaniem mi racji, mówiąc bardzo poważnie, że mam „całkowicie słuszną rację”.
 
Potem dodała, że będąc nauczycielką języka polskiego wie, że forma „pani Alicjo” jest bardzo niewłaściwa, i że sama nie lubi, gdy ktoś się do niej tak zwraca. Co do pierwszego członu tego fragmentu jej wypowiedzi mogę przypuszczać, że była bardzo mierną studentką polonistyki i nie całkiem rozumiała, co do niej na tych studiach mówili.
 
Jeśli idzie o człon drugi, sądzę, że jej miernota umysłowa ma się nadal dobrze, i że nie za bardzo wie, co sama mówi. Po prostu była gotowa we wszystkim przyznać mi rację, byleby tylko zadowolić mnie na wypadek gdyby dzisiaj lub jutro jeszcze ktoś inny zadzwonił do mnie z prośbą o ocenę z kolei jej pracy.
 
 
*
 
 
Warczeć będę na każdego obcego, który bez upoważnienia z mojej strony będzie zbliżał się do mnie z taką formułką. Mówię stanowcze nie manipulacji i manipulantom stosującym socjotechniczne pułapki ustawiane w celu sztucznego skrócenia dystansu i bezprawnego wdarcia się w moją prywatność po to, żeby mnie w ten czy inny sposób wykorzystać dla swoich celów.
 
Wiedząc jednak, że nasza rozmowa może być odtworzona z nagrania, oraz że ludzie zarabiają na życie gdzie mogą i jak mogą, zostawiłam biedaczkę w spokoju, nie czepiając się pustosłowia, którym wypełniała naszą krótką wymianę zdań. Ograniczyłam się wyłącznie do uwagi na temat sposobu tytułowania mnie i pozytywnie odpowiedziałam na pytania dotyczące pracy jej poprzedniczki, szczególnie że tamta nie zwracała się do mnie po imieniu.
 
Niechby zresztą spróbowała! Musiała bowiem wiedzieć o mojej alergii (i mojej reakcji!) od jeszcze innej osoby, która przed nią - na samym początku tego łańcuszka głupoty - dzwoniła do mnie ze wspomnianą na wstępie ofertą, zaczynając rozmowę od tego durno-kordialnego - „Witam, pani Alicjo!”
 
 
.