Mistrzowie życia wewnętrznego - katoliccy mistrzowie! - mówią, że na
bardziej zaawansowanych etapach życia duchowego, kiedy dusza zbliża się
do bliższego zjednoczenia z Bogiem, przychodzi moment odrzucenia różnych
pobożnościowych podpórek, aby stanąć przed Bogiem w całkowitej
prostocie i nagości: jeden na Jeden.
Dewocjonalia, widzialne przedmioty, które namnożyły się przez lata
obudowywania chrześcijaństwa religijnymi gadżetami, a których zadaniem
jest pomoc w skupianiu uwagi na modlitwie, czyli na rozmowie z
Niewidzialnym, muszą zejść na plan dalszy, ustąpić miejsca bezpośredniej
relacji duszy z Duchem.
Skoro tak jest, skoro taka jest prawidłowość rozwoju życia duchowego,
skoro życie duchowe chrześcijanina – katolika! - powinno dążyć do
prostoty, gdyż taki jest Bóg, to należałoby nie mnożyć ponad miarę
pobożnościowych podpórek i wygibasów, skoro kiedyś mają być odrzucone, a
już na pewno nie należy czynić świętości, niemalże dogmatu (jak robią
niektórzy współcześni nadgorliwcy mieszający ducha z literą, istotę ze
sztafażem) z ponoć obowiązkowo czerwonego koloru papieskiego obuwia.
.