Byłam
dzisiaj na pogrzebie, nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni. Zmarł
człowiek bardzo dobry i bardzo leciwy, którego życie, chociaż
niełatwe, było tak jak on sam - moralnie dobre. Homilia wygłoszona
przez naszego proboszcza podczas żałobnej Mszy Świętej,
nawiązująca do cierpień umierania, które były udziałem mojego
znajomego, przyniosła ciekawe memento odnoszące się do
zwyczajowych życzeń zdrowia, przekazywanych z komentarzem, że
zdrowie jest najważniejsze.
Powtórzę
za księdzem proboszczem: to zbawienie jest najważniejsze, a nie
zdrowie, czego świadectwo swoim umieraniem dawał zmarły, natomiast
kurczowe, magiczne, trzymanie się życzeniowej formułki o
konieczności zdrowia trąci brakiem realizmu, gdyż organizm z
czasem, a czasem niezależnie od czasu, po prostu psuje się, czy
tego chcemy, czy nie chcemy. Niedomagania i choroby prędzej czy
później przyjdą. Wieczność natomiast długością swego trwania
na głowę pobije wymienione trudne aspekty życia, które kiedyś
skończą się, podczas gdy ona – zostanie na zawsze.
A więc
od dzisiaj moja życzeniowa formułka będzie brzmiała: Obyśmy
zbawieni byli, bo zbawienie jest najważniejsze!
.