Wiele lat temu ze zdziwieniem patrzyłam
na swoją Mamę, osobę wtedy ogólnie sprawną, kiedy nagle, niedługo po
przejściu na emeryturę, zaczęła wychodzić do miasta podpierając się
laseczką należącą kiedyś do jej Mamy. Mnie z kolei podobna konieczność
dopadła niespodziewanie jeszcze wcześniej, bo parę lat przed
osiągnięciem przeze mnie wieku emerytalnego. Po śmierci Mamy zachowałam
laskę Babci, ale wstydziłam się jej użyć. Udało mi się natomiast zakupić
laskę obudowaną parasolem, laskę w tym parasolu ukrytą, i z takiej
podpórki na razie korzystam.
Na pewno kierowała i kieruje mną próżność oraz niechęć do postarzania
siebie. Ale istnieje jeszcze jeden aspekt zastosowania parasolowego
uniku, a jest nim lęk przed nieodwołalnym przyznaniem się do zależności
od zewnętrznego wspomagania ciała. W podejściu tym widzę sporo pychy,
ale i błędnego rozumowania, gdyż zewnętrzne środki wspomagania ciała
stosuję od dawna. Czym bowiem są na przykład okulary noszone od
piętnastego roku życia, albo plomby umieszczane w zębach, czym są buty
lub wkładki ortopedyczne, czym szczepionki albo antybiotyki, czy inne
lekarstwa? Czym są różne zabiegi zdrowotne? A czym są na przykład
odżywki stosowne wobec niemowląt? A mleko matki? A nasze dorosłe
posiłki? A powietrze, którym oddychamy? Przecież jeśli zabraknie tego
ostatniego wspomagania organizmu, nasze ciało umrze. Czy więc od
pierwszych dni życia nie zaczynamy składać się z podpórek?