Była
noc i była burza, a właściwie - sztorm, i wyłączyli, albo
sam się wyłączył - prąd. Poczytywałam właśnie coś przy
świetle nocnej lampki, co mi się ostatnio często zdarza - w środku
nocy. Kiedy zapadła ciemność, uzmysłowiłam sobie, że od kilku
lat noszę się z zamiarem zakupu latarki, ale ciągle zwlekałam z
jego realizacją. Dobre latarki wydawały się za drogie, a byle
jakiej kupować nie chciałam.
Na
szczęście na ulicy paliło się kilka lamp, w świetle których
dotarłam do miejsca, gdzie stała świeczka i leżały zapałki. Na
wszelki wypadek postawiłam przy łóżku swoją świeczkę i
położyłam pudełko zapałek. Sama też położyłam się - w
łóżku. I zaczęłam niezamierzony przegląd inwentarza, wywołany
zrozumiałą w opisanej sytuacji niemożnością przełączenia
elektrycznie sterowanego stelaża łóżkowego z pozycji siedzącej -
do leżącej.
Siedziałam
tak w łóżku i w ciemności, i wyliczałam, w jaki sposób dłuższy
brak w dostawie prądu może sparaliżować moje życie: zmarnują
się spore zapasy jedzenia wypełniające zamrażalnik, ogrzewane
prądem mieszkanie zbliży się poziomem temperatury do zewnętrznego
otoczenia, a ja zarosnę brudem, gdyż skończy się łatwy dostęp
do podgrzewanej prądem bieżącej wody. Wody nie będę mogła
również ani podgrzać, ani zagotować na elektrycznej płycie
kuchennej. Niczego również na niej nie ugotuję do jedzenia.
Niczego nie upiekę w prądem zasilanym piekarniku. Trudno mi też
będzie porozumieć się ze światem zewnętrznym, ponieważ
telekomunikacyjnie łączę się z nim jedynie przez telefony
komórkowe, których nie będę mogła ładować energią
elektryczną. Brak prądu odetnie mnie od internetu - i nie będę
mogła opisać na blogu tego, co mnie spotkało.
Licząc
w ciemności swoje barany, usnęłam na siedząco. Latarka!
.