Chociaż całkiem niedawno wydawało mi
się, że mogłabym już umrzeć, i że wcześniejsza śmierć mogłaby uchronić
mnie przed kolejnymi trudnymi doświadczeniami życia, to jednak wybrałam
życie - do biblijnej granicy lat siedemdziesięciu lub osiemdziesięciu,
jeśli byłoby to możliwe, i jeśli moja wola życia ma tutaj jakiekolwiek
znaczenie.
Zastanowiłam się wtedy, jakie trudne doświadczenia mogłyby być udziałem
mojego dalszego życia: samotna starość? poważna choroba? męczeństwo za
wiarę? wojna? Ostatnia z wymienionych możliwości wydawała się najmniej
prawdopodobna – w tej części świata. Jednak ostatnie wydarzenia dziejące
się pomiędzy dwoma bezpośrednimi sąsiadami mojego kraju radykalnie
odwróciły tę optykę.
*
Nie tak dawno, zastawiając się, co jeszcze przede mną, nie po raz
pierwszy zadziwiłam się, że jedyną namiastką wojny, jakiej w
dotychczasowym życiu doświadczyłam był stan wojenny, wojna
polsko-jaruzelska, podczas gdy moi urodzeni na początku dwudziestego
wieku Rodzice, żyjąc mniej więcej w tym samym miejscu na mapie świata i
mając tyle lat, ile ja mam w tej chwili, mieli już za sobą bezpośrednie
doświadczenie trzech wojen, w tym dwóch wielkich wojen światowych, a
także jednej krwawej rewolucji.
Dziękuję Panu Bogu za błogosławieństwo pokoju, napawam się poczuciem
bezpieczeństwa i stabilizacji, które zapewnia takie życie, ale wiem, że
istnieją regiony naznaczone przekleństwem wojny, i że są to regiony
wcale nie tak odległe. Drżę na myśl o wojnie, która mogłaby zburzyć moją
spokojną starość, wojnie, która przez swoje niedogodności i
okrucieństwa mogłaby mnie szybko i okrutnie zabić albo wolno i równie
okrutnie zamęczyć, ale jednocześnie wiem, że dopóki w ogóle istnieją
wojny, dopóki człowiek jako taki używa narzędzia wojny do osiągania
swoich celów, nie mam żadnej gwarancji pokoju dla siebie.
*
Powiadają, że remont w domu jest jak wojna. W ostatnich dwóch
miesiącach, w czasie kiedy świat jeszcze spokojnie kibicował olimpijskim
zmaganiom w Soczi, ja miałam w domu remontowy stan wojny. Nie myśląc
wtedy o żadnej konkretnej wojnie postanowiłam jednak wykorzystać czas
remontowej zawieruchy na ćwiczenie się w funkcjonowaniu w stanie
destabilizacji, jaką przynosi każdy wojenny stan. Zdawałam sobie bowiem
sprawę, że istnieli/istnieją ludzie - starzy ludzie - którzy w podobnych
i jeszcze gorszych warunkach muszą jakoś żyć, dzień po dniu. Moja mała
zabawa w wojnę miała być pomocą w przeżyciu remontowej zawieruchy.
Wolałabym, żeby wspomniane domowe manewry wojenne nie okazały się
prorocze, ale wobec ostatnich wydarzeń politycznych dziejących się tuż
przy granicy mojego kraju, na Ukrainie i w Rosji, w które mój kraj
zostaje w ten czy inny sposób angażowany, nie mogę nie myśleć, że widmo
końca błogiego pokoju jest jak najbardziej realne.
*
Swoje dorosłe życie mogłabym podzielić na dwa wyraźne okresy:
wcześniejszy – romantyczny, i późniejszy – pozytywistyczny. We wczesnej
dorosłości, która pokrywała się z czasami wczesnej Solidarności, hasło
walki, nawet śmiertelnej, za wolność waszą i naszą przyjmowałam
za własne. W nieco późniejszej dorosłości, która pokrywała się z czasami
wczesnej Transformacji, stałam się bardziej wyrachowana, tracąc
poczucie młodzieńczego zapału, młodzieńczego romantyzmu, na rzecz
mrzonek o sytym spokoju nowobogackiego burżuja. Dzisiaj natomiast jasno
zobaczyłam, że tamto romantyczne hasło walki za wolność waszą i naszą
w rzeczywistości zawiera w sobie bardzo rzeczową kalkulację. To jest
prosta logika, to jest prosty rachunek zbiorów: prawdziwa wolność krajów
i narodów, szczególnie tych słabszych, mnożąc się i sumując poszerza
zakres wolności w świecie i umacnia mój własny kraj. Warto więc walczyć o
wolność swoich potencjalnych sprzymierzeńców. Warto zabiegać o dobro wspólne – wasze i nasze, nasze i wasze!
.