piątek, 14 marca 2014

Prosty rachunek

Chociaż całkiem niedawno wydawało mi się, że mogłabym już umrzeć, i że wcześniejsza śmierć mogłaby uchronić mnie przed kolejnymi trudnymi doświadczeniami życia, to jednak wybrałam życie - do biblijnej granicy lat siedemdziesięciu lub osiemdziesięciu, jeśli byłoby to możliwe, i jeśli moja wola życia ma tutaj jakiekolwiek znaczenie.
 
Zastanowiłam się wtedy, jakie trudne doświadczenia mogłyby być udziałem mojego dalszego życia: samotna starość? poważna choroba? męczeństwo za wiarę? wojna? Ostatnia z wymienionych możliwości wydawała się najmniej prawdopodobna – w tej części świata. Jednak ostatnie wydarzenia dziejące się pomiędzy dwoma bezpośrednimi sąsiadami mojego kraju radykalnie odwróciły tę optykę.
 
*
 
Nie tak dawno, zastawiając się, co jeszcze przede mną, nie po raz pierwszy zadziwiłam się, że jedyną namiastką wojny, jakiej w dotychczasowym życiu doświadczyłam był stan wojenny, wojna polsko-jaruzelska, podczas gdy moi urodzeni na początku dwudziestego wieku Rodzice, żyjąc mniej więcej w tym samym miejscu na mapie świata i mając tyle lat, ile ja mam w tej chwili, mieli już za sobą bezpośrednie doświadczenie trzech wojen, w tym dwóch wielkich wojen światowych, a także jednej krwawej rewolucji.
 
Dziękuję Panu Bogu za błogosławieństwo pokoju, napawam się poczuciem bezpieczeństwa i stabilizacji, które zapewnia takie życie, ale wiem, że istnieją regiony naznaczone przekleństwem wojny, i że są to regiony wcale nie tak odległe. Drżę na myśl o wojnie, która mogłaby zburzyć moją spokojną starość, wojnie, która przez swoje niedogodności i okrucieństwa mogłaby mnie szybko i okrutnie zabić albo wolno i równie okrutnie zamęczyć, ale jednocześnie wiem, że dopóki w ogóle istnieją wojny, dopóki człowiek jako taki używa narzędzia wojny do osiągania swoich celów, nie mam żadnej gwarancji pokoju dla siebie.
 
*
 
Powiadają, że remont w domu jest jak wojna. W ostatnich dwóch miesiącach, w czasie kiedy świat jeszcze spokojnie kibicował olimpijskim zmaganiom w Soczi, ja miałam w domu remontowy stan wojny. Nie myśląc wtedy o żadnej konkretnej wojnie postanowiłam jednak wykorzystać czas remontowej zawieruchy na ćwiczenie się w funkcjonowaniu w stanie destabilizacji, jaką przynosi każdy wojenny stan. Zdawałam sobie bowiem sprawę, że istnieli/istnieją ludzie - starzy ludzie - którzy w podobnych i jeszcze gorszych warunkach muszą jakoś żyć, dzień po dniu. Moja mała zabawa w wojnę miała być pomocą w przeżyciu remontowej zawieruchy.
 
Wolałabym, żeby wspomniane domowe manewry wojenne nie okazały się prorocze, ale wobec ostatnich wydarzeń politycznych dziejących się tuż przy granicy mojego kraju, na Ukrainie i w Rosji, w które mój kraj zostaje w ten czy inny sposób angażowany, nie mogę nie myśleć, że widmo końca błogiego pokoju jest jak najbardziej realne.
 
*
 
Swoje dorosłe życie mogłabym podzielić na dwa wyraźne okresy: wcześniejszy – romantyczny, i późniejszy – pozytywistyczny. We wczesnej dorosłości, która pokrywała się z czasami wczesnej Solidarności, hasło walki, nawet śmiertelnej, za wolność waszą i naszą przyjmowałam za własne. W nieco późniejszej dorosłości, która pokrywała się z czasami wczesnej Transformacji, stałam się bardziej wyrachowana, tracąc poczucie młodzieńczego zapału, młodzieńczego romantyzmu, na rzecz mrzonek o sytym spokoju nowobogackiego burżuja. Dzisiaj natomiast jasno zobaczyłam, że tamto romantyczne hasło walki za wolność waszą i naszą w rzeczywistości zawiera w sobie bardzo rzeczową kalkulację. To jest prosta logika, to jest prosty rachunek zbiorów: prawdziwa wolność krajów i narodów, szczególnie tych słabszych, mnożąc się i sumując poszerza zakres wolności w świecie i umacnia mój własny kraj. Warto więc walczyć o wolność swoich potencjalnych sprzymierzeńców. Warto zabiegać o dobro wspólne – wasze i nasze, nasze i wasze! 
.