niedziela, 11 września 2016

Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości (św. Jan od Krzyża)

„Cały czas mam nadzieję, że Bóg pozwoli mi po prostu umrzeć. Wiem, co mówię, bo już raz umarłem i rozmawiam tu z panią jako w pewnym sensie upiór. W 1998 r. miałem zawał i umarłem. Znalazłem się po tamtej stronie. Okropny miałem żal do Pana Boga, że umarłem w takim momencie, kiedy miałem jeszcze tyle spraw do załatwienia, tyle zobowiązań. Córka urodziła dziecko, była na studiach, zięć na studiach, żona sama. I wtedy powiedziano mi, że oni sobie świetnie beze mnie dadzą radę, a moim problemem jest odpowiedzenie na pytanie, co zrobiłem w swoim życiu dobrego. /.../ Rozumiałem, co do mnie mówią, choć nie mówili słowami... Nie byłem kompletnie na takie pytanie przygotowany, do opowiedzenia raczej miałem moje podłe, pełne strasznych, złych występków życie, więc stałem zaskoczony.” (Antoni Krauze, reżyser filmu „Smoleńsk”)


*


Nie sądzę, żeby ostatni film Antoniego Krauze poruszył mnie tak bardzo, jak poruszyły mnie te jego słowa wypowiedziane w wywiadzie po premierze filmu. Nie wykluczam bowiem zamachu w Smoleńsku, co jak słyszę film sugeruje, ale prawdziwości tych jego słów o sądzie z miłości przy końcu życia jestem pewna stuprocentowo.


Ja też kiedyś przed takim sądem stanę, z podobnym dylematem, jaki miał A. Krauze. Po lekturze wywiadu przejrzałam swoje sumienie, i nie potrafię wskazać ani jednej dobrej rzeczy, której w życiu dokonałam. Być może poza wolnym i świadomym opowiedzeniem się swego czasu po stronie Boga. I być może poza każdym następnym praktycznym potwierdzeniem tamtego wyboru, czyli gotowością do ustawicznego powracania do Niego. Do stałego nawracania się. Do pracy nad sobą. Do wysiłku duchowego.


Moje sumienie nie potępia mnie za moje grzechy, ale też nie gloryfikuje za uczynki, które można byłoby nazwać dobrymi. Robiłam w życiu rzeczy nieprzyzwoite i przyzwoite. Rzeczy nieprzyzwoite były naznaczone złem, a przyzwoite dobrem. Rzeczy przyzwoite naznaczone były dobrem, ale niekoniecznie dobre same w sobie, niekoniecznie dobre ze swej istoty. Nie były bowiem motywowane moją własną naturalną dobrocią, ale stanowiły raczej odpowiedź na głos sumienia, na głos pochodzący spoza mnie, nieraz pewnie nawet wbrew moim własnym pomysłom na życie.


Jedynym bytem dobrym ze swej istoty, dobrym samym w sobie, jest Bóg. Przy końcu życia będziemy więc sądzeni z praktycznej realizacji naszego do Niego podobieństwa, które w człowieka wpisał. Z tego, na ile do Niego przybliżyliśmy się, na ile Mu zaufaliśmy, ale nie z tego na ile dobrzy jesteśmy.




Zapytał Go pewien zwierzchnik: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij swego ojca i matkę!» On odrzekł: «Od młodości przestrzegałem tego wszystkiego». Jezus słysząc to, rzekł mu: «Jednego ci jeszcze brak: sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź ze Mną». (Łk 18, 18-22)


.