Z reguły jestem spokojna i opanowana, ale kiedy wybucham gniewem, zionę
wysokim ogniem wściekłości - krótkotrwałym, ale silnym. Na ogół po
opadnięciu emocji nie zapominam przyczyny wybuchu, która w jakiś sposób
ten wybuch ma tłumaczyć, racjonalizować, ale - nie usprawiedliwiać.
Sądzę bowiem, że poddawanie się uczuciu złości jest wyrazem bezsilności,
jest ślepą uliczką prowadzącą donikąd.
Zdarza mi się również doświadczać stanów jakby zamierania życia we
mnie. Jest to rodzaj nagłego i krótkiego odrętwienia, zaburzenia
świadomości podobnego do tego, które czasami towarzyszy zapadaniu w sen.
Źródła tego doznania nie są w tej chwili istotne. Ważny jest natomiast
sposób, w jaki spontanicznie reaguję w takich sytuacjach. Jest
oczywiście obecna we mnie pewna forma lęku przed śmiercią, ale uczuciem
dominującym staje się chęć przebaczenia wszystkim wszystkiego, co
przejawia się szybkim jak błyskawica aktem przekreślenia jednym ruchem
wszelkich wcześniejszych urazów, pretensji, złości.
Ciekawe.
.